Z rzemykiem w pysku
We wrześniu ubiegłego roku
zdobyłam się na napisanie e-maila. Odpowiedź Adama Kurka, ponieważ wiele
tłumaczy, pozwolę sobie zacytować:
"(...) Członkiem naszego stowarzyszenia może zostać osoba
pełnoletnia. Nie musi posiadać psa. Potrzebne nam są również osoby z
przeszkoleniem medycznym, topograficznym, obsługi sprzętu nawigacyjnego
itp. , stanowiące podczas akcji poszukiwawczej wsparcie dla zespołu
przewodnik-pies. Poza tym może to być każda zaangażowana w nasza
działalność osoba, która potrafi w jakiś sposób stale nam pomagać, nawet
w bardzo prostych sprawach, czynnościach...
Członkiem nie zostaje się tylko dlatego, że się chce, należy się
najpierw trochę "zasłużyć" ... czyli wykazać swoje zaangażowanie i swoja
przydatność dla stowarzyszenia (tzw. okres kandydacki). Np. szkoląc
swojego psa, a także (lub) pomagając przy szkoleniu naszych, jako
pozorant czyli osoba "zaginiona". lub w może jeszcze inny sposób.
Dopiero po kilku miesiącach współpracy taka osoba może zostać członkiem
stażystą po udzieleniu poręczenia przez dwóch członków zwyczajnych
Stowarzyszenia. Staż trwa z reguły co najmniej dwa lata. Po tym okresie
można dopiero zostać członkiem zwyczajnym.
Członkiem wspierającym może zostać osoba, firma, organizacja - która
nie angażuje się bezpośrednio w bieżąca działalność stowarzyszenia,
natomiast chce i stara się w jakiś sposób ciągły/okresowy wspierać tę
działalność.
Żeby przystąpić do programu szkoleniowego razem z psem, należy
najpierw przyjechać (bez psa) do Rzeszowa, zobaczyć na wideo jak wygląda
szkolenie, czego oczekuje się od psa oraz wziąć udział w szkoleniu
naszych psów jako pozorant, żeby przekonać się czy na pewno o to chodzi.
W wyobrażeniach wszystko jest ciekawsze , bardziej zabawne,
ekscytujące, natomiast rzeczywistość, to żmudna, ciężka i monotonna
praca. Tak naprawdę trzeba być "maniakiem" aby "bawić się" w
ratownictwo, a do tego z psami.
Następnie, po przemyśleniu sprawy w zaciszu ogniska domowego (na
przemyślenia dajemy 1-2 tygodnie czasu), zakończonym wynikiem
pozytywnym, trzeba pojawić się u nas ze swoim psem na testach. Testy są
płatne - obecnie 30 zł (to są dane z ubiegłego roku, od stycznia'03 40
zł - przyp. AK).
Na testach bada się raczej predyspozycje psa, a nie nabyte
umiejętności, wiec pies teoretycznie nie musi być specjalnie
przygotowany. Najważniejsze żeby dawał się rozbawić, żeby lubił
aportować, nie bał się obcych ludzi i nie wykazywał agresji (do ludzi i
zwierząt), żeby dawał się nosić na rękach przez właściciela jak również
przez osobę obcą.
Wymagania i ocena dostosowana do wieku psa (czyli rosnące z wiekiem psa).
Jeżeli pies zaliczy testy, to może być włączony do naszego programu
szkoleniowego. Przewodnik dostaje instrukcje co i jak ma robić z psem,
czyli "zadania domowe". Następnie powinien sam ćwiczyć ze swoim psem u
siebie praktycznie prawie codzienne. Od czasu do czasu należy się
pojawić u nas, czyli w Rzeszowie, pokazać postępy, wspólnie poćwiczyć i
dostać nowa partie materiału. Podstawowy termin spotkań, konsultacji,
szkoleń i testów w Rzeszowie - to niedziele. Osoby mieszkające bliżej
spotykają się częściej, osoby "z Polski" w zależności od odległości i
możliwości umawiają się na szkolenie-konsultacje co miesiąc, wyjątkowo 2
miesiące. Czyli szkolenie zaoczne. Jest to trudne, efekty zależą trochę
od talentu przewodnika, ale zasadniczo od uporu, samozaparcia i
włożonej pracy, oraz... organizacji szkolenia u siebie w miejscu
zamieszkania. Do szkolenia potrzebni są bowiem pomocnicy, a z tym
właśnie jest największy problem... Czyli mnóstwo pracy, mnóstwo zachodu i
straconego (?) czasu oraz mnóstwo związanych z tym kosztów.
Trzeba liczyć, że średnio na wyszkolenie psa ratowniczego trzeba
poświęcić dwa lata ciężkiej pracy, a później... treningi dożywotnie aby
utrzymać psa w wysokiej formie i dyspozycyjności i czasem może jakaś
akcja poszukiwawcza ... i bardzo rzadko jakikolwiek sukces. Psu takiemu
należy poświęcić średnio ok. 20 godzin tygodniowo, nie tylko na
szkolenie , ale także na długie spacery, aby zapewnić mu odpowiednią
kondycje(przewodnikowi również!).
Preferowane są psy średniej wielkości tzn. powyżej 40 cm i nie
przekraczające 65 cm w kłębie u osobnika dorosłego oraz o ciężarze
poniżej 40 kg. Takie psy są najsprawniejsze. Nie ma znaczenia czy pies
jest rasowy, może to być zwykły mieszaniec. Ze szczeniakiem-mieszańcem
czasem istnieje trudność w ustaleniu jego ostatecznych wymiarów jako
dorosłego psa. Ważna jest również dobra okrywa włosowa psa, odpowiednio
zabezpieczająca go przed niesprzyjającymi warunkami atmosferycznymi.
Jeżeli chodzi o psy rasowe teoretycznie nadają się wszystkie rasy
powszechnie uznawane za użytkowe, spełniające ww warunki. Zasadniczo
statystycznie najłatwiejszym psem do szkolenia jest owczarek niemiecki,
tylko niezbyt rasowy, bez zbytniego katowania kończyn i najlepiej z
prostym grzbietem. Zalecany zwłaszcza dla osób, które pierwszy raz chcą
szkolić.
Panuje powszechny pogląd o nadzwyczajnych predyspozycjach do
ratownictwa labradorów. Dla nas jest to rasa jedna z wielu nadających
się do ratownictwa, na pewno o doskonałym węchu, ale często mało
"elastyczna" w szkoleniu. Psy tej rasy najczęściej są zbyt trudne w
szkoleniu dla osoby posiadającej/szkolącej pierwszego psa. Do tego maja
tendencje do "nadwagi".
Należy jednak pamiętać, że przynależność psa nawet do "najlepszej"
rasy nie gwarantuje, że będzie on się nadawał do pracy w ratownictwie.
Najważniejsze i decydujące są indywidualne cechy i predyspozycje danego
osobnika sprawdzane na testach.
Szkolenie, w formie zabawy, najlepiej zaczynać jak najwcześniej,
czyli już ze szczenięciem - od 2-3 miesiąca życia i z takim psem można
już do nas się zgłosić. Można zgłosić się do nas również później - ze
starszym psem. Do testów dopuszczamy psy max. dwuletnie. Pies dwuletni
to już pies stary jak na szkolenie specjalistyczne, ale... wyjątkowo
możemy brać pod uwagę również nieco starszego psa np. ponad 3 letniego,
pod warunkiem, że taki pies ma już wyszkolenie węchowe. Czyli oprócz
zwykłych testów, pies taki musi udowodnić, ze potrafi już tropić.
Sprawdzenie następuje na śladzie obcym, godzinnym, o długości ok. 500m.
Mam nadzieję, ze w skrócie ująłem wszystko... może mógłbym dodać, ze
przewodnik psa musi być zdrowy i w miarę sprawny fizycznie (
psychicznie również ;-) ) , zdolny do wielokilometrowych marszów w
rożnych warunkach atmosferycznych."
Wizyta
Wizyta w Stowarzyszeniu wiąże się z szeregiem niedogodności.
Siedziba mieści się w Rzeszowie, większość treningów odbywa się w jego
okolicy. Dla wielu chętnych do pozorowania wiąże się to z jazdą przez
pół Polski, szukaniem noclegu, ponoszeniem wszystkich kosztów oraz
podpisaniem "cyrografu", że pozoruje się na własną odpowiedzialność.
Dodać trzeba, że każdy sam myśli o tym, żeby nie zmarznąć
(odpowiednia odzież!) i suchym wrócić do domu. Są to trudne warunki i
zapewne wielu napalonych po pierwszej wizycie ma dość, ale czy podczas
akcji ktoś pyta ratownika, czy mu aby w butach nie za mokro?
Dzień treningu rozpoczyna się od spotkania u szefowej szkolenia -
Marty Gutowskiej. Chętni do bycia ratownikiem z psem mogą zapoznać się z
filmami na temat pracy, metod szkolenia, wysłuchują historii
Stowarzyszenia, celów oraz, oczywiście, na czym ma polegać ich
pozorowanie. Gdy zadania zostają ustalone najpierw na miejsce treningu
zostają wywiezieni pozoranci. Tutaj przydziela się im miejsca, gdzie
muszą przebywać do momentu odnalezienia ich przez psa.
Podczas mojej wizyty miałam głównie możliwość obserwacji szkolenia i
treningu psa poszukiwawczego. Nabyte w takim szkoleniu umiejętności
mogą być wykorzystane podczas poszukiwania ludzi na dowolnym, zwykle
rozległym terenie, a więc w kompleksach leśnych, wśród pól, w
opuszczonych gospodarstwach. Pies porusza się samodzielnie wskazując
przewodnikowi każdą odnalezioną osobę. Oprócz tej specjalizacji psy
STORATu mogą posiadać szkolenie psa lawinowego (szukanie zapachu
ludzkiego wydobywającego się spod śniegu), psa gruzowego (szukanie
zapachów wydobywających się spod gruzów zawalonych budynków) oraz psa
tropiącego (poruszanie się ścieżką śladu, czyli drogą, którą szedł
człowiek).
Podczas mojego pozorowania raz byłam schowana wśród kępy niewielkich
brzózek. Leżałam sobie płasko na ziemi udając martwą i przez około pół
godziny oczekiwałam na pierwsze głosy odzywające się z oddali. Był
dzień, dobra widoczność, grupa ludzi przechodziła około 20 metrów od
mojego schronienia ale żadna z tych osób nie wypatrzyła mnie wśród
trawy. Byłam jednak bez trudu "zauważona" przez Burak - sukę Marty,
która podbiegła, wzięła w zęby kawałek wiszącego u jej obroży rzemienia i
wróciła do przewodniczki. Po chwili usłyszałam szczekanie i po
następnej Marta była przy mnie.
Dodam, iż nie wiedziała wcześniej gdzie się znajduję. Dostała
zadanie: do przeszukania jest ten obszar. Trening różni się od akcji
tym, że prowadzący wie, że w wyznaczonym terenie znajduje się
przynajmniej jedna osoba. Dlatego niedopuszczalna jest samowola
pozoranta i zmiana miejsca "A może sprawdzę, czy jak przejdę w tamte
krzaczki oddalone o 200 m to pies mnie znajdzie?" To jest trening, a nie
testowanie możliwości psa, dla którego każde poszukiwanie musi skończyć
się sukcesem. W przypadku akcji i braku efektów (odnalezienia) w
wyznaczonym terenie specjalnie wysyła się jedną z osób aby pies mógł ją
odnaleźć.
Innym razem byłam ukryta w bardziej skomplikowany sposób. Na
niewielkim dzikim wysypisku ktoś wykopał dołek, w sam raz pod trumnę
(przepraszam za to skojarzenie). Wystarczający, żeby idąc nocą w niego
wpaść i z połamanymi nogami nie móc wyjść. W tym dołku, korzystając z
artykułów na śmietnisku, umościłam sobie legowisko. Dla lepszego efektu
odprowadzające mnie osoby przykryły częściowo dołek płytami z eternitu i
gałęziami. Z przebiegającej dosłownie 3 metry obok drogi wyglądało to
na jeszcze jedną kupkę śmieci. W niewygodnej pozycji, zasypywana
piachem i mająca widok wyłącznie na niewielki skrawek nieba czekałam na
swojego wybawiciela. Raz przeleciała nade mną wrona, gdzieś zaszurała
mysz. Generalnie cisza. Tym razem czekałam około godziny. Znów najpierw
usłyszałam głosy i tupanie ludzi.
Biegnącego psa praktycznie nie słychać. Straszna musi być dla
zaginionego ale nie mogącego dać znaku życia człowieka świadomość, że
przechodzący tuż obok ludzie nie mogą go znaleźć. Znów bezgłośny
ratownik stanął nade mną i dał znać swojej Pani gdzie się znajduję.
Byłam również świadkiem odnalezienia osoby ukrytej na drzewie. W
takim przypadku stożek zapachu zupełnie inaczej roznosi się w powietrzu,
niż przy osobie znajdującej się przy gruncie. Tutaj, między pozorantem a
zbliżającymi się ratownikami rosła gęsta, ale stosunkowo niska kępa
sosen dodatkowo utrudniająca proste rozchodzenie się woni. Pies trafiał
na niosący się zapach i zaczynał zbliżać się do jego źródła, ale w
pewnym momencie stożek znajdował się wyżej niż jego nos. Dodatkowo kępa
sosen zasłaniała widok, gdzie mógłby znajdować się pozorant i zaburzała
smugi zapachu tak, że niektóre z nich mogły spływać w głąb kępy. W
takich trudnych przypadkach bardzo ważna jest komunikacja między
przewodnikiem a psem. Pies może pokazać, że czuje zapach człowieka,
kierunek z którego płynie, granice stożka zapachowego oraz to, że zapach
się gubi - wszystko zależy od tego, czy człowiek będzie umiał odczytać
te znaki. Tutaj Burak wielokrotnie zawracała do kępy i przeczesywała ją
nie poddając się. W końcu, po drugiej stronie, odnalazła źródło zapachu i
z rzemieniem w zębach wróciła do przewodnika. Zadanie zostało
zakończone po doprowadzeniu go do znalezionej osoby.
Tak wygląda trening psa poszukiwawczego mający na celu utrzymanie go
w dobrej kondycji. Samo szkolenie wygląda nieco inaczej. Początkowo
ćwiczy się osobno poszczególne elementy, np. zachowanie przy
odnalezionym, przekazywanie informacji, i później łączy je w całość.
Wymaga dużo pracy, czasu i... pozorantów, żeby pies nie nauczył się
szukać konkretnych osób. Cieszę się, że i ja mogłam dorzucić swoją
cegiełkę.
Autor: Joanna Dereń